„Widząc Was zdaję sobie jeszcze raz sprawę, że Chrystus nieustannie powołuje młodych uczniów, aby ich uczynić swoimi apostołami, aby trwała misja Kościoła i dar Ewangelii dla świata. Jako klerycy jesteście na drodze do świętego celu: być tymi, którzy przedłużają misję, jaką Chrystus otrzymał od Ojca. Powołani przez Niego, poszliście za Jego głosem i pociągnięci Jego spojrzeniem miłości, dążycie drogą świętej posługi”. Słowa te wypowiedział Ojciec Święty Benedykt XVI w Światowe Dni Młodzieży podczas Mszy Świętej z seminarzystami. W nich Papież bardzo wyraźnie podkreśla, że „Chrystus nieustannie powołuje młodych uczniów”. Ten artykuł będzie swoistym rozmyślaniem
i zastanawianiem się nad Powołaniem. Bo skoro Jezus powołuje młodych ludzi, to gdzie oni są? Z góry chciałbym przeprosić za to, że skupię się tylko na powołaniu do Kapłaństwa.
Kluczową sprawą do tego, aby zrozumieć problem osób powołanych, jest odpowiedzenie sobie na pytanie co to jest Powołanie? W tym miejscu posłużę się definicją
o. Józefa Augustyna SJ. Powołanie to odpowiedź na pytania: Dla kogo żyć? Komu oddać swoje życie? Z kim je związać? Powinniśmy przemyśleć jaki plan na Stwórca wobec stworzenia, czyli nas. Czyli zwróćmy uwagę, stawia się pytania. Skoro stawia się pytania, należy uzyskać na nie odpowiedź. Natomiast, aby uzyskać odpowiedź trzeba rozmawiać
z Bogiem, potrzeba dialogu, w którym będziemy mogli poznać odpowiedź na to, co dla nas przygotował Stwórca. Powołanie, jak mówi o. Augustyn „to wyjście z siebie, poza siebie. Wrogiem każdego powołania jest egoizm – życie dla siebie”. Nikt z nas nie został stworzony po to, by zamknąć się gdzieś na odludziu i tam sobie żyć. Każdy z nas, powołany jest do życia z innymi i dla innych. Życie dla innych, to jest właśnie Powołanie. Stwierdzić można, że na wybór drogi życiowej młodzi ludzie potrzebują więcej czasu, niż ich rodzice. Więcej czasu na zrozumienie tego, to późniejsza decyzja o drodze, którą przygotował mi Bóg. Dlatego możemy zauważyć, że opóźnia się zawieranie związków małżeńskich, wstępowanie do seminariów diecezjalnych, czy zakonnych. Wynikać to może z faktu, że zdarzają się przypadki nadopiekuńczości rodziców względem dzieci. Rodzic chce by dziecko było szczęśliwe i dlatego wyręcza je w obowiązkach, nie stawia mu odpowiednich wymagań,
a czasami brakuje dopingu do rozwoju i dojrzewania. Takie dziecko nie będzie umiało podjąć w przyszłości żadnej poważnej decyzji. Będzie czekało aż rodzice coś za niego zrobią. Tak mówi Sobór Watykański II: „Człowiek sam, pod okiem Boga decyduje o swoim życiu”. Nie można nikomu czegoś narzucać, zmuszać do podjęcia takiej, czy innej decyzji. Oczywiście można mu pomóc, rozmawiając z nim, kierując go. Tu wielką rolę odgrywają właśnie rodzice, a także wychowawcy, księża, katecheci. To oni powinni dawać dzieciom przykład drogi, którą wybrali. Aby pomóc rozeznać powołanie potrzeba być osobą duchową. Nie wystarczy podejście psychologiczne! W dokumencie końcowym Kongresu poświęconemu powołaniom do Kapłaństwa i Życia Konsekrowanego w Europie, który odbył się w Rzymie w dniach 5 – 10 maja 1997 roku, czytamy: „Nie ma nic bardziej logicznego i poprawnego niż powołanie, które wzbudza inne powołania i daje wam pełne prawo <<ojców>>i <<matek>>”. A dalej możemy przeczytać: „Błogosławieni zatem jesteście, jeżeli potraficie powiedzieć waszym życiem, że służenie Bogu jest piękne i dające zadowolenie, i ukazać,
że w Nim, Żyjącym, jest ukryta tożsamość każdego żyjącego”.
W tej części chciałbym skupić się nad rozeznawaniem Powołania i na pierwszym
z pięciu czasowników dotyczących Powołania, które znalazłem u Amedeo Cenciniego (kanosjanin, wychowawca, psychoterapeuta, kierownik duchowy, znany i ceniony włoski formator). W tym miejscu pragnę podzielić się badaniem, które przeprowadzono we Włoszech, o którym mowi A. Cencini. Pytano młodych ludzi o Powołanie. Z badania tego wynika, że 20% młodzieży poważnie myślało o oddaniu się Bogu (ok. 200 – 250 tys. młodych), z nich natomiast 10% wyznało, że rozważało to przez okres 3 lat. Mówili także
o tym, że nie otrzymali żadnej pomocy od tych, którzy powinni towarzyszyć na drodze powołaniowej. Wielu pomyśli sobie, no dobrze, ale to było we Włoszech. Myślę, że w Polsce jest tak samo. Trzeba otworzyć oczy i zorientować się, że nam te tysiące powołań ucieka,
że nie pomogliśmy im, aby poszli właściwą drogą. Oni wybiorą coś innego, coś co nie jest Powołaniem autentycznym. Amedeo Cencini nazywa to zjawisko aborcją powołaniową.
To określenie wydaję mi się bardzo trafne. Dokument, który już przytaczałem mówi,
w odniesieniu do tzw. kryzysu powołaniowego, że: „tzw. kryzys powołaniowy jest nade wszystko związany z brakiem aktywnej obecności jakiegoś świadka, co czyni przesłanie słabym”. A więc potrzeba nam dotrzeć do młodego człowieka, co dzisiaj nie jest łatwe. Ale my, którzy jesteśmy powołani, nie możemy przejść obojętnie obok tego, który poszukuje, który może o tym nie mówi, ale prędzej czy później będzie musiał coś postanowić. Święty Hieronim dzieli ludzi powołanych na cztery grupy. Pierwsza grupa to ci, którzy są wezwani przez Boga i tylko przez Boga, bez pośrednictwa człowieka. Przychodzi mi do głowy przykład biblijny takiego powołania – Mojżesz. Druga grupa to ci, którzy są powołani przez Boga, ale przez pośrednictwo ludzkie. Kolejna grupa to ci, którzy nie są powołani przez Boga, ale znaleźli sposób, aby dać się powołać przez ludzi – udało się im przekonać innych, że są powołani. Ostatnią grupę tworzą te osoby, które nie są powołane ani przez Boga, ani przez ludzi, lecz sobie sami wymyślili powołanie. Patrząc na te grupy, wracam do tego,
co napisałem już wcześniej. Każdemu młodemu człowiekowi jest potrzebny kierownik duchowy, duchowy przewodnik, który pomoże w rozeznaniu Powołania.
Pierwszym czasownikiem dot. Powołania jest czasownik siać (seminare). Pomocną będzie przypowieść o Siewcy z Ewangelii wg. św. Mateusza 13, 3-8. Siewca z tej Ewangelii rzuca ziarno wszędzie! Rzuca je na drogę, na skały, między ciernie, na żyzną ziemię. Warto zauważyć, że Siewca rzuca to ziarno także w takie miejsca, gdzie ono nie wzejdzie (droga, skały, ciernie). Amedeo Cencini mówi, że: „Siewca rzuca powołanie wszędzie, w serce każdego”. Dzisiaj, w tych trudnych czasach, szczególnie księża powinni zastanowić się, czy sieją i gdzie sieją? Nie można zamknąć powołań tylko do Służby Liturgicznej Ołtarza, choć
to bardzo ważne, ale trzeba wyjść do innych, do reszty. Oni też chcą usłyszeć słowa: „Pójdź za Mną”. Dokument końcowy Kongresu mówi nam, że: „Każdy okres życia ma znaczenie powołaniowe, zaczynając od chwili, w której chłopak czy też dziewczyna, otwierają się na życie, potrzebują zrozumienia jego sensu i próbują pytać się o swoją w nim rolę”. Dalej możemy przeczytać takie słowa: „ziarno powołania jest jak ziarnko gorczycy, które gdy jest posiane, lub kiedy zostaje zaproponowane lub gdy wskazana jest jego obecność, jest najmniejsze ze wszystkich nasion; bardzo często nie budzi żadnego bezpośredniego przyjęcia; co więcej jest kwestionowane i dementowane; jest zagłuszane przez inne oczekiwania
i projekty (…)”. W dzisiejszym świecie modne stało się uważanie, że Powołanie do Kapłaństwa to nieszczęście. Prawdą jest to, że na pozytywne emocje trzeba poczekać, bo ten człowiek musi najpierw zrozumieć, że to plan Boży.
Na zakończenie przedstawię jeszcze kerygmat powołaniowy, o którym mówi Amedeo Cencini. Brzmi on tak: „Odwieczny Cię powołał, umiłował Cię wcześniej, wolał Ciebie od nieistnienia. Powołanie jest Twoją prawdą, godnością i szczęściem”. Widzimy, że tak samo jak Bóg istnieje od zawsze, tak od zawsze jesteśmy Powołani, umiłowani. Bóg wielokrotnie wymawia nasze imię. Bóg chciał naszego istnienia. Ten kerygmat powinien głosić kapłan do młodych ludzi, głosić je wszędzie. To jest to ziarno, które spadnie niejednokrotnie na drogę, skałę, czy między ciernie. Ale niejedno spadnie na żyzną glebę, by wydać „plon stokrotny, sześćdziesięciokrotny lub trzydziestokrotny” (Mt 13,8). Trzeba pamiętać, że nie zbiera ten, kto nie sieje.
Al. Sławomir Milde